Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej Rozumiem

Jan Lityński

2021-09-08
Autor: Cinek
głowka
Fot. z archiwum Marka Majle

21 lutego 2021 w wieku 75 lat zmarł Jan Lityński. W nekrologach i wspomnieniach, które ukazały się po Jego tragicznej śmierci, wspomniano niezwykłe zasługi Janka związane z działalnością w peerelowskiej opozycji. Kiedy w 1963 roku zaczął studiować matematykę na Uniwersytecie Warszawskim, związał się ze środowiskiem tzw. Komandosów. Była to grupa studentów, którzy niespodziewanie zjawiali się na otwartych wykładach lub rocznicowych uroczystościach i inicjowali dyskusję, wykorzystując argumenty i fakty dla ówczesnej władzy niewygodne. Było więc rzeczą naturalną, że w czasie marcowych zamieszek w 1968 roku Janek Lityński był już na tyle znaną postacią, że został dwukrotnie zatrzymany, a następnie relegowany z uczelni i postawiony przed sądem pod zarzutem działania w organizacji konspiracyjnej. Sąd skazał Go na dwa i pół roku pozbawienia wolności. Z Zakładu Karnego w Strzelcach Opolskich wyszedł po siedmiu miesiącach w ramach amnestii, władze PRL postarały się jednak, by nie mógł wrócić na uczelnię, wobec czego zatrudnił się jako szlifierz, a następnie jako programista. Nadal utrzymywał bliskie kontakty ze środowiskiem opozycjonistów, m.in. uczestnicząc (1970 r.) w głośnym procesie taterników przemycających przez Tatry wydawnictwa paryskiej „Kultury”. Był też na procesach robotników z Ursusa i Radomia w 1976 roku. W latach siedemdziesiątych redagował i kolportował opozycyjne pisma i sygnował kolejne inicjatywy wolnościowe oraz protesty, za co był kilkukrotnie zatrzymywany, aż wreszcie zwolniony z pracy.

W 1977 roku został jednym ze współzałożycieli Komitetu Obrony Robotników, późniejszego KSS „KOR” – pierwszej w PRL organizacji opozycyjnej działającej jawnie. Kolejne zatrzymania i represje wobec niego stały się regułą.

Od 1977 roku uczestniczył w spotkaniach z opozycjonistami czeskimi skupionymi wokół inicjatywy Karta 77. Z tamtego czasu pochodzi znane zdjęcie z pikniku pod Śnieżką w Karkonoszach. Po sierpniu 1980 roku włączył się aktywnie w działalność NSZZ „Solidarność”, a 13 grudnia 1981 został internowany. Po dziewięciu miesiącach przewieziono go do więzienia mokotowskiego i oskarżono o „działania w celu obalenia przemocą ustroju PRL”. Z więzienia uciekł, nie wracając z przepustki. Mimo że był poszukiwany listem gończym, znów zaangażował się w działalność podziemną. Ukrywał się do 1986 roku, kiedy to ujawnił się, korzystając z kolejnej amnestii.

W końcu lat osiemdziesiątych wspierał kolejne protesty i uczestniczył w sudeckich spotkaniach z opozycjonistami czechosłowackimi. Był czynnym uczestnikiem obrad Okrągłego Stołu. Po przełomie politycznym w 1989 roku został posłem na sejm i sprawował ten mandat do roku 2001. Następne lata poświęcił komentowaniu sytuacji politycznej oraz działalności publicystycznej. Jego teksty można znaleźć m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Newsweeku” i „Rzeczpospolitej”. Z jego doświadczenia politycznego chętnie korzystały renomowane tytuły zagraniczne, takie jak „Liberation”, „New Yorker” czy „Der Spiegel”.

Tyle wiemy z powszechnie dostępnych źródeł, Janek jednak miał w swoim życiorysie kartę mniej znaną: lubił góry i wspinał się. Oczywiście trudno było poświęcić się tej pasji, kiedy prowadzi się tak intensywną działalność publiczną albo po prostu siedzi w areszcie, lecz Janek potrafił wykorzystać na nią każdą chwilę. Pamiętam nasze spotkanie w Lądku. Odwiedził wtedy nasze miasto jako poseł Ziemi Wałbrzyskiej. Po załatwieniu oficjalnych obowiązków zaproponowałem mu krótką wycieczkę po okolicy. Dla żartu rzuciłem, że możemy powspinać się na pobliskich skałkach, a u Janka natychmiast pojawił się błysk w oku. Nie przeszkadzało mu, że jest w półbutach, marynarce i spodniach w kant. Szybko podeszliśmy na Trojaka i zrobiliśmy kilka dróg. Janek przed wspinaniem ograniczył się do zmiany butów i zdjęcia marynarki. Podwinął rękawy białej koszuli i w spodniach w kancik ruszył dziarsko do góry. Prawdę mówiąc, byłem pełen obaw, jak to się skończy, lecz ku mojemu zdumieniu Janek poruszał się w skale swobodnie i widać było, że nie robi tego po raz pierwszy. Ekspozycja nie robiła na nim wrażenia, przez cały czas autentycznie się cieszył.

Nic wówczas o jego wspinaczkowych doświadczeniach nie wiedziałem. Dopiero jakiś czas później odkryłem, że Janek po prostu musiał się wspinać. Musiał, bo należał do pokolenia Iluminacji – które sportretował w swoim filmie Krzysztof Zanussi w 1973 roku – pokolenia szukającego porządku świata w naukach ścisłych i w tatrzańskich ścianach. Pokolenia młodych intelektualistów, przekonanych, że owa iluminacja jest blisko, trzeba tylko do niej dojrzeć, intelektualnie i emocjonalnie. Zrozumieć mechanizm i znaleźć sens. Dlatego nie przypadkiem tatrzańskie doświadczenia Janka zbiegają się z czasem, kiedy film Zanussiego stał się pokoleniowym manifestem, a wspinanie znakiem pokoleniowej identyfikacji. Nie sposób jednak znaleźć Janka w kronikach taternickich. Trudno się dziwić jego dyskrecji, skoro w tamtym czasie w milicyjnych komisariatach i placówkach WOP figurował jako osoba niebezpieczna. Bogumił Słama, taternik z Jego pokolenia pamięta, że w mieszkaniu Janka pośród różnych sprzętów nonszalancko rozłożonych po kątach widział linę taternicką i nieco wspinaczkowych akcesoriów. Pamięta też wspólne wejście w większej grupie na Mnicha i przechadzki Janka po jadalni schroniska w Morskim Oku w wielkich zawratach. „Przy jego drobnej posturze wyglądał trochę jak kot w butach” – wspomina.

Jacek Staszelis, matematyk, taternik i opozycjonista, wracając w lata siedemdziesiąte pisze: Moje drogi i Janka wielokrotnie się przecinały […]. Spotykałem Janka w Tatrach, choć nie byliśmy związani wspólną liną. Matematyka z kolei wytwarza wspólny, a niestety hermetyczny język porozumienia.

Janek nie był zrzeszony w żadnym klubie wspinaczkowym, lecz jego aktywność górską potwierdza wiele osób. Andrzej Paczkowski, historyk, wieloletni prezes Polskiego Związku Alpinizmu: Spotkałem go w Tatrach tylko raz, to było jakoś w drugiej połowie lat 70. Szedł ścieżką z taboriska na wspinanie w towarzystwie Jacka Bieriezina. Piotr Rachtan, dziennikarz i publicysta: Wspinałem się z nim zimą na wschodniej Kościelca, ale nie pamiętam, w którym roku, chyba po 1975. Ktoś jeszcze był z nami. Antoni Miklaszewski, dyplomata, podróżnik: W połowie lat 70-tych Anka Skowrońska namówiła mnie na krótki wypad w Skałki Kroczyckie. Był z nami jeszcze ktoś mi nieznany, niewielkiego wzrostu, którego mieliśmy przeszkolić w podstawach wspinania. Tym człowiekiem był Janek Lityński. Oprócz abecadła wspinaczkowego na średnio trudnych drogach dawał sobie radę, ale Rysa Trzech Andrzejów była już za trudna. O polityce niemal nie rozmawialiśmy. Pamiętam tylko, że na dworcu w Zawierciu Janek bezbłędnie rozpoznał „klawisza”.

Z kolei Marek Majle, aktywny opozycjonista z czasów PRL, żegnając się z Jankiem, wspomina: W górach miałem większe od Ciebie doświadczenie, ale podziwiałem Twój zapał, z jakim się wspinałeś. Zrobiliśmy latem 1974 roku kilka dróg wspinaczkowych w rejonie Morskiego Oka, m.in. na Żabim Mnichu. W Warszawie Ty byłeś animatorem życia towarzyskiego, spotykaliśmy się wtedy często na ulicy Opoczyńskiej, gdzie mieszkałeś z rodziną. Przyjaźniliśmy się. Wspierałeś mnie, kiedy nie dostałem paszportu na klubowy wyjazd w Alpy […]. Byłeś uczynny, niosący pomoc innym. Jeśli góry, wspinaczka były przygodą w Twoim ciekawym życiu, to wkładałeś w nie całe serce. Tak jak we wszystko, co w swoim życiu robiłeś.

Przypuszczam, że miejsce spotkań z opozycją czechosłowacką było kontynuacją wcześniejszych górskich fascynacji Janka. Tatrzańskie lub sudeckie szlaki, plecaki, flanelowe koszule, wspólne biwaki gdzieś w lesie, kiełbaski z ogniska, swetry z owczej wełny… To nie był przypadek, a raczej kolejne potwierdzenie owej pokoleniowej identyfikacji, w której góry i wspinanie były bardzo ważnym znakiem, kodem pozwalającym rozpoznać przyjaciół.

Odszedł od nas na zawsze wybitny polityk, mający duży wpływ na współczesną historię Polski. Odszedł przenikliwy intelektualista, odważny i dobry człowiek, potrafiący nawet w ponurych czasach dostrzec piękno tego świata. Odszedł także taternik i człowiek gór. Cześć Jego pamięci!

Lit

Źródło zdjęcia: Muzeum Historii Polski. Od lewej Marta Kubisova, Vaclav Havel, Adam Michnik, Jacek Kuroń, Antoni Macierewicz, Jan Lityński. Miejsce wypoczynkowe przy tzw. Spalonej Strażnicy na Równi pod Śnieżką, Karkonosze, 31 maja 1978.

Zbigniew Piotrowicz

Źródło informacji.