Hanna Wiktorowska
Mowy pogrzebowe z 22 listopada 2021
Szanowni państwo.
Drodzy przyjaciele.
Żegnamy Haneczkę Wiktorowską, która po wieloletniej heroicznej walce z chorobą wyrusza w samotną drogę. Wyrazy głębokiego współczucia i podtrzymania składam Jerzemu, Dorocie, Piotrowi i innym Jej najbliższym.
Wszyscy jesteśmy różni, ale tylko nieliczni naprawdę wyróżniają się. Taka właśnie była Haneczka, która ponad 60 lat tkwiła w środowisku alpinistycznym, choć sama nigdy się nie wspinała: „mijały dekady, wszystko było płynne, jedyny stały i pewny ląd stanowiła Hania” – pisał Józek Nyka. Ten ląd był jeden, choć najpierw w Klubie Wysokogórskim, a potem w Polskim Związku Alpinizmu. Prawdę mówiąc nie wiem co Ją zakotwiczyło wśród nas tak silnie. Chyba nie to, że jesteśmy wspaniali, bo nie jesteśmy tacy. Ale przecież nie był to związek wynikający ze stosunku pracy, choć to co w pewnym sensie materialne pozostaje po Niej to właśnie ogrom pracy, którą wykonywała przez blisko pół wieku. Wykazywała przy tym nie tylko wytrwałość, ale przede wszystkim organizacyjne talenty, umiejętność poruszania się w biurokratycznych labiryntach i przekonywania. Była nie tylko „stałym lądem”, ale po prostu była niezastąpiona. Wiedziała gdzie, wiedziała jak. Niektórzy podejrzewali, że wie wszystko. Niezwykłą elastyczność działania łączyła z uczciwością i lojalnością, zarówno wobec organizacji, w której pracowała, jak i ludzi dla których to wszystko robiła. Ale nasze serca Haneczka podbiła otwartością i empatią, umiejętnością współdzielenia radości, gdy było się z czego cieszyć i smutku, gdy nadszedł czas płaczu. Podejrzewam, że od pewnego momentu, którego nie potrafię jednak wyznaczyć, „matkowała” i to wcale nie najmłodszym adeptom sztuki wspinania, bywała powiernicą i schowkiem na rzeczy warte zapamiętania. Także osobiste. Osobą, której obecność jest tak naturalna, że aż niezbędna. Drodzy przyjaciele. Dwa miesiące temu żegnaliśmy na ostatnią drogę Józka Nykę, dziś żegnamy Haneczkę. To moje osobiste odczucie, ale mam wrażenie, że z ich odejściem kończy się „złota epoka polskiego himalaizmu”, bo przecież oboje - a zwłaszcza Hania – stanowili ważne fragmenty rzeczywistego jądra tej epoki.
Żegnaj Haniu. Do zobaczenia.
Andrzej Paczkowski
Chyba nikt tak jak Hania nie tworzył tej domowej, rodzinnej atmosfery w biurze PZA. Hania matkowała nam wszystkim, opiekowała się, martwiła, a kiedy trzeba - dyscyplinowała i przywoływała do porządku. Wszyscy ją szczerze lubiliśmy, była ucieleśnieniem tego, co nazywamy duchem wspólnoty. To właśnie dzięki takim ludziom jak Hania czuliśmy się społecznością. Witani już od progu słowami "no cześć kochany" – czuliśmy się jak w domu. Jej trzeźwy osąd sytuacji, zdrowy rozsądek a jednocześnie pełen empatii i sympatii stosunek do innych, czyniły z niej idealnego rozjemcę, a niekiedy nawet mentora. Była Hania naszą opoką, personifikacją „pezety” i kiedy odeszła na emeryturę, jej brak dał się dotkliwie odczuć. Skończyła się pewna epoka, epoka Hani Wiktorowskiej, epoka wspólnoty, czas gdy autentycznie byliśmy jednym środowiskiem. Ostatnie lata, pomimo choroby, Hania aktywnie uczestniczyła w spotkaniach seniorów Klubu Wysokogórskiego Warszawa. Dziękujemy Ci Haniu za to wszystko, co nam dałaś, za ten olbrzymi wkład dla naszej wspólnej, górskiej rodziny.
Artur Paszczak i Zbigniew Skierski