Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej Rozumiem

Krystyna Konopka

2022-01-29
Autor: Cinek
Konopka
Fot. Elżbieta Lange-Moroz

27 grudnia 2021 roku, w wieku 81 lat, zmarła w Calgary Krystyna Konopka, taterniczka i alpinistka, lekarz i biochemik (doktor nauk przyrodniczych). Od 1981 roku mieszkała w USA, gdzie była m.in. profesorem na Wydziale Stomatologicznym University of the Pacific w San Francisco.

Od 1958 roku wspinała się w Tatrach, potem w Alpach (1975 i 1979), w górach Norwegii (1980 r. – trawers masywu Trolli), Górach Kaskadowych (wejścia na Mount Rainer, Mount Baker, Mount Olympus, Mount Shasta i Mount Hood), w górach Sierra Nevada (1982-2004) i Kanadyjskich Górach Skalistych (od 1996). W 1975 roku wzięła udział w śląskiej wyprawie do Afryki, podczas której weszła jako pierwsza kobieta na siedem najwyższych gór Afryki drogami wspinaczkowymi. W 1976 roku uczestniczyła w wyprawie w Hindukusz Afgański (1. wejście na szczyt P. 5250 m). W latach 1997-2007 odbyła wiele trekkingów w Himalajach, Andach Peruwiańskich i Boliwijskich, na Hawajach (wulkany Mauna Loa i Mauna Kea).

Od 1959 roku do lat 80. wielokrotnie zasiadała we władzach Koła Łódzkiego KW, później Łódzkiego Klubu Wysokogórskiego, a w latach 1974-1977 była jego prezesem. Była również członkiem honorowym klubu oraz PZA. Brała aktywny udział w klubowym życiu towarzyskim, m.in. uczestniczyła w 22 kolejnych zabawach sylwestrowych w schronisku w Morskim Oku (1958-1979). Publikowała artykuły o tematyce górskiej m.in. w „Taterniku”, „Głosie Seniora” i naszych „Echach Gór”.

Tomek „Luśnia” Bender wspomina Ją tak:

W drugiej połowie grudnia 1985 roku nasz planowany czas objazdu rejonów wspinaczkowych USA dobiegał końca. Została nas czwórka. Forsa już się prawie skończyła, lecimy od jakiegoś czasu na płatkach owsianych WANDER BREAD – półmetrowej kłodzie waty z tą jedną zaletą, że można ją sprasować do minimalnych rozmiarów i łatwo mieści się w plecaku.

Ucieczka przed zimowymi szkwałami zepchnęła nas na sam dół Kalifornii do San Diego, gdzie postanowiliśmy odwiedzić poznanego w Joshua Tree amerykańskiego wspinacza. Biedaczysko, zapraszając nas, nie wiedział, w co się pakuje.

Oczekiwania były następujące: załatw, gościu, jakąś pracę, to po pierwsze, no i nakarm nas, daj się umyć, a resztę sami sobie załatwimy. John wytrzymał z nami trzy dni, a próbując nas skutecznie wykurzyć, po powrocie z pracy grał nerwowe solówki na gitarze przy rytmie z CASIO.

Zrozumieliśmy, że trzeba działać. Anka próbuje dodzwonić się do koleżanki emigrantki, ale nic z tego. Ja wygrzebuję z notesu numer telefonu: „O, jest, doktor Krystyna Konopka – Uniwersytet Berkeley”. Brzmi poważnie, ale nic, nie ma wyboru, dzwonię. W słuchawce po kolejnych przełączaniach odzywa się znajomy głos: „Cześć, gdzie jesteście, jakie macie plany?”. Pokrótce zdaję relację z naszej sytuacji. „Okej, ale przyjedźcie za trzy-cztery dni, bo piszę kartki z życzeniami świątecznymi do znajomych”.

Później zrozumiałem, że coroczny rytuał zajmuje sporo czasu. Krystyna, osoba szeroko lubiana i ceniona, miała w USA i w Polsce mnóstwo przyjaciół. Jej kartki były zazwyczaj arcydziełami literackimi różniącymi się treścią w zależności od osoby, do której pisała. Krystyna zdecydowanie prezentowała tu wybitny talent, rozwinięty w przepięknych wierszach, o czym dowiedziałem się później.

Opuszczamy nasze lokum u Johna i ruszamy pożyczonym rozklekotanym pick-upem w długi przejazd w Yosemity, stamtąd będzie już blisko do San Bruno, gdzie pomieszkuje Krystyna.

Gdy koło osiemnastej lądujemy przed 7-Eleven w San Bruno, jest już ciemno. Pojawia się schludne srebrnoszare auto, wysiada z niego pogodna Krystyna, taka sama, jaką zapamiętałem z imprez i wędrówek górskich w Morskim Oku. Życzliwa, pełna humoru i rzeczowa. W miarę upływu czasu dostrzegam jednak na jej twarzy pewne zmieszanie i troskę. Chyba jednak nie prezentowaliśmy się najlepiej…

Dotarliśmy do Krystyny ujutnego mieszkanka – co za ulga, wreszcie ciepło, można jak człowiek zasiąść do stołu, relaks. Pizza od ZORBY i dobre wino rozwiązują nam języki, opowiadamy, dzielimy się naszymi doświadczeniami, słuchani uważnie przez naszą wybawicielkę. Krótko mówiąc, Krystyna wzięła nas pod swoje skrzydła. Tamtego wieczoru długo dyskutowaliśmy, a gdy w końcu wyjechała kwestia „Kto zjadł połowę banana skrzętnie zachowanego na kolację?”, Krystyna stwierdziła, że czas się oddalić do swojej sypialni i zostawić nas z tym dylematem wagi państwowej.

Dzięki kontaktom Krystyny znaleźliśmy pracę, po miesiącu Jasiu i ja postanowiliśmy, że na wiosnę będziemy się wspinać w Dolinie Yosemite, reszta sukcesywnie udawała się do domów, zajęć i rodzin w kraju.

Krystyna odsprzedała nam za dolara swojego datsuna B-210 i gdyby nie to, nie udałoby się nam wspiąć na słynnego El Capa i na wspaniałe granitowe urwiska Yosemitów.

Zostałem w USA na dłużej, a moja przyjaźń z Krystyną kwitła, owocując wieloma wyjazdach w pobliskie skały. Spędzaliśmy też razem sylwestry, święta, kupowaliśmy dla mnie używane auto, świetnie się przy tym bawiąc.

W ostatnich latach Krystyna wyszła za mąż i wiele miesięcy w roku spędzała w Calgary, gdzie mieszkał Andrzej, jej mąż. Ja też tam dotarłem. Wspinaliśmy się z Andrzejem na pięknych drogach lodowych, a wieczorami śpiewaliśmy we troje słowackie piosenki.

Kochamy Cię, Krystyno, będzie nam Ciebie bardzo brakowało.

Tomek Bender, Mountain View, 28 grudnia 2021

Źródło informacji.