Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej Rozumiem

II Weekend Skiturowy - Dolina Chochołowska

2012-04-05
Autor: MaciekZ
Drugi już Skiturowy Weekend KWW odbył się w dniach 2-4 marca 2012 r. w Dolinie Chochołowskiej. Po doświadczeniach z ubiegłego roku tym razem wybrano termin wiosenny i był to - jak się okazało - niezły pomysł. Piątkowy wieczór był jeszcze ciepły, ale sobota i niedziela to słoneczna pogoda i mróz co w połączeniu ze sporą ilością śniegu stworzyło ciekawe choć specyficzne ;) warunki.
Ze względu na wielkość obiektu (Schronisko PTTK na Polanie Chochołowskiej) i mniejsze pokoje, jak i ze względu na sporą ilość uczestników tym razem nieco ucierpiały walory integracyjne. Pomieszczenia >>świetlicowe<< były w remoncie toteż aktywność towarzyska pierwszego wieczoru kwitła w podgrupach. Na dobre zlot rozkręcił się w sobotę rano. Także wtedy działalność górska uczestników odbywała się w kilkuosobowych zespołach toteż dalsza relacja jest kompilacją twórczości paru osób.

"Pogoda dopisała nad wyraz...lekki mróz, niewielki wiatr i pełna lampa. Jeśli chodzi o warunki śniegowe to było...hmm...>>tatrzańsko<<. Wpływ na to miała krótka odwilż tuż przed naszym pojawieniem się w dolinie. Spadł wtedy nawet deszcz, który momentalnie przeformował nawierzchnię. Z miękkiego śniegu utworzyły się bądź to klasyczne tatrzańskie szrenie łamliwe z dodatkiem tnącej wszystko skorupki lodowej, bądź betony, a na północnych i mniej nachylonych stokach szklana, łamiąca się pokrywa na miękkim podkładzie. Kto dobrze poszukał ten w lesie nad schroniskiem znalazł także trochę miękkiego. Pomijając efekty baletowe jaki wywołują u zjeżdżających tego typu podkłady ogromne wrażenie robiły dźwięki jakie wydawały podczas zjazdu bądź podejścia. Można je umiejscowić na skali od lądującego jumbo-jeta po ćwierkanie skowronków o poranku. Niesamowite...
A wracając do tur. W sobotę ruszyliśmy na Grzesia w dużej grupie z prawie całym zlotowym taborem. Ze szczytu w czteroosobowym składzie zjechaliśmy przez Łuczniańską Przełęcz do Zadniej Doliny Łatanej. Z dna doliny ruszyliśmy szklanym zboczem w kierunku Zabratu i stamtąd ramieniem na Rakoń. Widoki na Spaloną i Smutną Dolinę jak zwykle niesamowite. Rohacze blyszczały w słońcu jak porcelana. Później już tylko fantastyczny zjazd z Rakonia."
Jarek Zdyb
 
 
"Wyjazd z Krakowa o 6:10 widoki po drodze piękne, pogoda jak drut!! Dwie godziny później jestem w Zakopanem, gdzie od razu przesiadam się do busa do Chochołowskiej. W ostatniej minucie przed odjazdem do busa wsiada trzech skiturowców. Później spotkam ich w schronisku i razem pójdziemy na wycieczkę ;)
W Chochołowskiej od razu ruszam szybkim tempem bo nie mam rezerwacji, a tu trzeba jeszcze jakiś pokój dostać.... Mimo ciężkiego plecaka idzie mi się bardzo dobrze i już po dwóch godzinach jestem pod schroniskiem... :) W schronisku remont - zrobili nowe schody i wymieniają elementy boazerii. Wszędzie pełno desek. Melduję się, szybkie śniadanko, siedzę w pokoju i wybieram trasę. Okazuje się, że chłopaki których spotkałam w busie wybierają się na Grzesia. Dosyć późno bo koło 13:00 wszyscy razem wychodzimy żółtym szlakiem ze schroniska. 
Idzie się super, a im wyżej tym coraz lepsze widoki :) Na Grzesiu jesteśmy koło 15:00 - bezchmurnie, lekki wiaterek, radość. Oprócz nas jeszcze kilka osób na skiturach.... Idziemy jednak dalej... W końcu dochodzimy do takiego dużego wypłaszczenia pod Rakoniem i postanawiamy tutaj zakończyć wycieczkę, gdyż jest już późno a twardy beton na grani nie wróży nic dobrego...
Zjazd jednak okazuje się całkiem przyjemny, powiedziałabym nawet, że z samej góry jechało się jak po wyratrakowanym stoku :) Dopiero niżej zaczyna się lodowisko i kręcenie nartami, tak żeby się nie wywalić. Na samym dole znowu trochę lepiej, ale robi się już ciemno, więc trzeba zjeżdżać z czołówkami. W końcu docieramy do schroniska."
Kasiek (sympatyk, nader sympatyczny)
 
"Po ubiegłorocznym zlocie nie mogłem przepuścić nadarzającej się okazji do spotkania z sympatycznym towarzystwem skiturowym. Co więcej - namówiłem kolegę, zupełnie początkującego narciarza pozatrasowego. W efekcie nasza sobotnia wycieczka dała przede wszystkim okazję zaliczenia Grzesia (szczytu) wraz z Grzesiem (kolegą). Ponadto dobitnie przekonaliśmy się jak dłuuugi jest Długi Upłaz. Na koniec zdałem sobie sprawę się że niewiele już pamiętam z pobytu w Wyżniej Chochołowskiej w lecie 1992. W efekcie zaliczyliśmy zupełnie nową trasę narciarską w tatrzańskich lasach, chociaż styl przejścia (ze względu na ustawiczne zapadanie się pod cienką powłokę szreni) nie był najlepszy.
Wieczorową porą, w udostępnionej przez personel >>tajnej<< sali miało miejsce tradycyjne zlotowe spotkanie. Była okazja obejrzeć, pomacać, przymierzyć sprzęt skiturowy Salewy który zaprezentował Paweł Przybysz, koledzy (sorry, ale nie pamiętam imion i nazwisk) przedstawili relację z wyjazdu skiturowego w rejon Silvretty, a spiritus (bez skojarzeń!) movens całej imprezy Przemek Falczyński opowiedział o wędrówce przez Wysokie Taury (kwiecień 2011).
Kolejny punkt programu to również tradycyjne losowanie upominków od sponsorów. Tym razem prawdziwą furorę robiły rozmaite modele czapek Dynafita, których podaż pozwoliła niektórym wyposażyć nie tylko siebie ale i całe rodziny!
Ciąg dalszy to już spotkania w pokojach, okraszone rozmowami na tak typowo skiturowe tematy jak np. walory łopaty z piłą od Pana Bogdana, ale też >>fenomen symultanicznego uwielbienia dla Pasów i Białej Gwiazdy<< (krótki wykład wraz z rysem historycznym zaprezentowany przez kolegę sympatyka z frakcji krakowskiej)"
Maciek Zabiegaj

A potem była niedziela...

"W niedzielę także dużą grupą próbowaliśmy wejść i zjechać z Łopaty. Najpierw Jarząbczą a później coraz bardziej szklistym i twardym zboczem na Łopatę. Wspięliśmy się na grań i stamtąd jeszcze kilkadziesiąt metrów. Odpuściliśmy na oko około 150-200 metrów w pionie przed szczytem. Zjazd na początku po bardzo twardym podkładzie w dolnej części zamienił się w jazdę figurową na łamliwym lodzie. Szczęśliwie obyło się bez kontuzji.
Przybiliśmy piątki przed schroniskiem i pozostało tylko pompowanie na Siwą Polanę.
Do następnego roku!"
Jarek Zdyb
 
 
"Wstajemy koło 8:00 i powoli szykujemy się do wyjścia.... ;) W końcu koło 10:00 wyruszamy z zamiarem podejścia na Czubik przez Trzydniowiański... Na początku idzie się fajnie, jednak im wyżej tym trudniej, szczególnie na zakrętach, foki nie zawsze chcą trzymać na zmrożonym śniegu... Mimo to pogoda rekompensuje trudy :)
Ledwo wyszliśmy z granicy lasu i postanawiamy zjeżdżać, bo chcemy zdążyć na ostatni bus do Zakopanego...  I co z tego, że nic z tego co planowaliśmy tego dnia nie zrobiliśmy, i tak było fajnie :) Zjazd Krowim Żlebem na początku trochę problematyczny, gdyż śnieg jest tak twardy i ciężki, że praktycznie nie da się skręcać.... Ale jak widać po prostu muszę popracować nad techniką... ;) Na dole już lepiej, można trochę przyspieszyć ;)
Potem jeszcze tylko wracamy po depozyt do schroniska, zjazd na dół, do busa, szybki obiad w FIS-ie i trzy godziny PKS-em do Krakowa....
Pozdrawiam KW Warszawa i dziękuję za wycieczkę!!! :-)"
Kasiek (sympatyk, niezmiennie sympatyczny)
 

Było właśnie tak, a właściwie nawet dużo lepiej. Kto nie był - niech żałuje, a najlepiej wybierze się przy kolejnej nadarzającej się okazji!
Zdjęcia - w Galeriach (chociaż nie ma ich wiele).

Zebrał i opracował: Maciek Zabiegaj