Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej Rozumiem

Szkocja zima 2012 - relacja z meetingu

2012-02-01
Autor: Alek Barszczewski
Tydzień w Szkocji.

Szreń na skale, lód w rysach i nieprzyjemnie ciepło w majtach :). Ogólnie było zajebiście. Sześć dni wspinania z rzędu, drogi mikstowe, skalne, lodowe (ale bez lodu :) i drytooling w dachu. Wieczorem zaś porządny stejk, zimny browar, ciepły prysznić i do dyspozycji sauna, basen, campus i siłka (nie, tym razem nie byłem na siłce :). Na meetingu było 40 osób z 26 różnych krajów (np. Kanada, Japonia, Afryka Południowa, Czechy, Chorwacja, Serbia itd.) i tyleż samo hostów (localsów) z którymi się wspinaliśmy. Co dwa dni każdy dostawał nowego localsa. Localsi w większości byli przechujami. Trzech moich partnerów robiło walkera i dwóch z nich jorasy i w ogóle wszyscy tam wspinają się w alpach, na Alasce i w innych podobnych rejonach. Można było spotkać takie sławy jak Will Sim, Nick Bullock, Alan Hinkes i uwaga sam Nick Colton - jadłem z nim obiad przy jednym stoliku!!!

Jeżeli chodzi o samo wspinanie to głównie wspinaliśmy się w na drogach 3-4 wyciągowych. Charakter tego wspinania powiem, jest bardzo fajny, bo oprócz dziabek trzeba klinować różne części ciała (dłonie, łokcie, barki i kolana) w zalodzonych rysach, offwidth'ach i kominach. Wspinanie bardzo techniczne. Asekuracja wymagająca ze względu na zalodzone rysy, zapraną śniegiem skałę i puchnące łydy. No i jeszcze pizga mokrym śniego-lodem prosto w twarz :). Ale i tak wszyscy napierali z uśmiechem :). Skała bardzo lita (właściwie to wspinanie zimowe po letnich drogach). Aha no i wspinacze starej daty nie byliby zachwyceni stylem wspinania - każdy wyciąg przypomina pielgrzymkę na Jasną Górę - gdzie się tylko da zadajemy z kolanka. Nie wiem czemu tak - po prostu tak jest wygodniej i wszyscy tam tak robią.

Ale najlepsze z tego wszystkiego było jedzenie: śniadanie + zapakowany lunch + podwieczorek + obiado kolacja. Śniadanie - 750 kcal Typowe angielskie śniadanie (zakochałem się :): jajka, bekon, kiełbaski, fasola, tosty + do dyspozycji szwedzki stół z dżemem, miodem, musli (5 rodzajów!). No i ile się chce soku, herbaty, kawy, czekolady! Spakowany lunch na wspin - 1150 kcal Dwie kanapeczki (z kurczakiem - w ogóle było dużo kurczaka, pozdro dla Paszcza :), trzy batoniki, 2 kawałki ciasta i owoc (banan lub jabłko). Podwieczorek - 500 kcal Dużo ciasta :). Obiad - 1500 kcal Mięso + makaron/ziemniaki + warzywa + deser. Moi współlokatorzy myśleli, że jestem niedożywiony bo w kółko jadłem - aż raz koleś z Holandii zostawił mi wieczorem swój spakowany lunch, żebym miał dwa na wspin następnego dnia :)).

Cały ten wyjazd to zajebista sprawa, nic dziwnego, że Angole są tacy mocni jak tam trenują. Ja zrobiłem tam 7 dróg w tym dwie o wycenie VI 7 - w sumie obiektywnie to nic trudnego, ale na jednej z nich ładnie po mordzie dostałem - crux pod samym topem, a ostatni przelot 6-7m pode mną :). Teraz jak wrócę w Taterki to wszystkie drogi na kotle będą klękać przede mną! (Tak na prawdę to wiem, że tak nie będzie i, że dostanę w dupę, jak zawsze, ale na razie chcę w to wierzyć :). No to by było tyle, warto tam pocisnąć (może obóz klubowy tam zrobimy? :) bo wspinania jest mnóstwo od 1 do 12 wyciągów, podejścia od 1 do 4h, zajebiste rejony na tury i narty no i jedzenie! Warto tam chociażby na te śniadania i obiady jechać! I jeszcze drytool - po prostu raj na ziemi! A krajobrazy niesamowite (tylko, że nic nie widać bo cały czas są chmury, wiatr i pada śnieg - my mieliśmy chyba tylko jeden ładny dzień).