Witam wszystkich
Cinek, podpytywales o przebieg wyprawy na zimowego Lenina. Dziekuje za zainteresowanie I przepraszam za opoznienie ale dopiero teraz mam chwile na krotki elaborat.
Wrocilismy do domu z podkulonym ogonem bo niewiele “urobilismy” (doslownie i w przenosni). Pytales czy pogoda nas pokonala?
Pokonaly nas tak wlasciwie dwie rzeczy:
- Czas potrzebny na przekopanie sniegu, ktory w takich ilosciach nas jednak troche zaskoczyl
- Drastycznie skrocony czas wyprawy poprzez zagubiony bagaz Piotra (linie lotnicze Pegasus) – bo o tym nikt nie wie.
Nasz okres wyprawy to 24-25 dni I mimo, ze nie jest to zbyt dlugo na zimowe wyzwania, mysle, ze wystarczajaco dlugo (zaryzykuje - rowniez w zimie) na zdobycie gory takiej jak Lenin.
Pierwszy tydzien wyprawy spedzilismy w pokoju hotelowym w Osz (6-7 dni) zanim Pegasus zdolal zidentyfikowac zgubiony bagaz (podobno nigdy nie zostal nadany, WTF ? )
To jednak nie koniec niespodzianek. Nagla Apokalipsa w Turcji (obfite opady sniegu I trzesienie Ziemi na dokladke) zatrzymalo kompletnie “zycie” na kolejnych kilka dni. Bagaz zostaje odnaleziony ale doleciec do nas nie moze z powodu problemow w Turcji. Na tym zakoncze – bo troche cisnienie mi skacze.
Jak juz przedostalismy sie z Osz w poblize Lenina (mam tu na mysli wioske, gdzie wskoczylismy na konie) uciekly nam kolejne dwa dni (juz wyjasniam).......
Snieg byl tak gleboki, ze lokalni kowboje nie daja rady przebic sie w strone gory. Sugeruja nam powrot do wioski a kolejnego dnia podchodzimy Lenina tak jakby od “dupy strony”.
Twierdza, ze sniegu jest tam znacznie mniej, co oznacza, ze bedzie latwiej I szybciej.
Fakt jest faktem - sniegu bylo troche mniej, jednak tempo wierzchowcow tak zawrotne , ze moglismy jedynie pomarzyc o bazie I dostac sie (juz po ciemku) do Telewizjonki (jakies 4km od BC). Kolejny dzien to znowu sniegowe niespodzianki. Droga z Telewizjonki do BC miala nam zajac konno maxymalnie “2 ciasa” ….. a prawda jest taka, ze po “dwoch ciasach” to my z litosci zeszlismy z koni I pewne odcinki dreptalismy z buta. Kowboje musieli przekopywac tunele w sniegu, zeby konie mogly sie przebic z gorki na gorke.
Matematyka prosta - kolejny dzien znowu nie wyszlismy w gory ....... (to duza strata przy naszym ogromnym juz opoznieniu)
Jakby zliczyc utracone dni podczas tej urokliwej wyprawy do kupy, to juz wiesz na ktorej osi X sie znajdujemy - cytujac Paczesia.
Dopiero po dotarciu na Polane Lugowa i "odryglowaniu" zamrozonego kontenera, zdajesz sobie sprawe w jak ciemnej ….. jestes .
Oczywiscie wola walki i ogromny pozytywizm napalonego Polskiego wspinacza - podpowiada Ci ambitne rozwiazania.
Patrzysz na date, zastanawiasz sie - po co wynosic jakies depozyty, po co sie aklimatyzowac, niezle trenowalismy - zrobmy to z klasa - “po alpejsku”.
Glupkowate zapedy szybko sie jednak weryfikuja bo nawet ciagnac mala czesc depozytu na sankach (powiedzmy 20/25 kg) – ledwo idziemy w kopnym sniegu. Rakiety naprawde niewiele pomagaja. Najmniejszy placak (nawet 25 L) wypelniony czymkolwiek – wbija Cie w snieg jeszcze bardziej.
Po przekiblowaniu paru dni w bazie, po analizie nadchodzacej pogody, po naszej walecznej probie wyniesienia depozytu do C1 (a potem odnalezienia go) zdajesz sobie sprawe, ze nie szans na jakikolwiek progres.
Zaczynasz myslec o dodatkowych kosztach wyprawy , utraconym czasie, trzeba sie zawijac.
Niestety tutaj znowu 400m przez plotki w Kirgiskim stylu i szereg niespodzianek.
Dostajemy info, ze konie nie wyszly dzisiaj w nasza stronie (wczoraj tez nie mogly wyjsc) a co najwazniejsze - najprawdopodobniej nie wyjda rowniez jutro ... bo nie daja rady w tych warunkach.
Postanawiamy spakowac “czesc” gratow I pomoc troche koniom I naszej lekko oplakanej sytuacji przenoszac czesc zlomu z Polany Lugowej - z powrotem do Telewizjonki.
Po jakims czasie kowboje sie pojawiaja i z malymi przebojami docieramy do wioski, skad samochodem juz pozno w nocy jedziemy do Osz (do zaprzyjaznionego hotelu).
Przychodzi kreatywna walka z internetem I liniami lotniczymi aby za cene “dodatkowego” biletu przebukowac nasz juz wczesniej zakupiony bilet powrotny I wrocic do domu.
Piotrowi udaje sie bezposrednio z Osz dostac do Turcji natomiast ja z pewnym “magikiem” taksowkarzem – jedziemy 16.5 godziny przez Kirgizje z Osz do Bishkeku na lotnisko.
Orginalna wersja filmu , ktora pojawila sie na YT po 2 tygodniach po naszym powrocie z wyprawy, niestety pozniej zostala “okrojona” ze wzgledow czysto profesjonalnych. Niestety pewne aspekty z pobytu w Telewizjonce, jako stacji konwertujacej lokalny sygnal telewizyjny (I ludziach tam pracujacych) zostalem poproszony o edycje mojego filmu, co niestety okroilo w znacznym stopniu cala historie pobytu (i bardzo kulturowo-poznawcze jej fragmenty) . Takie zycie.
Napotkani ludzie, poczynione znajomosci (dzisiejsze koneksje) , cenne doswiadczenie (wyobrazenie o tym jak wyglada zima na Leninie) to jedne z wielu powodow, dla ktorych nie zamienilbym tych wakacji na zadne inne (nawet gdyby nadbagaze kosztowaly 2 razy tyle ...)
Bardzo duza role, powtarzam - BARDZO duza role, przy planowaniu i logistyce naszej wyprawy odegraly wskazowki i pomoc Piotra Krzyzowskiego, ktory probowal juz zrealizowac ten projekt z "Pamir beskid Team" dwa lata wczesniej.
Piotrek, jesli to czytasz - spasiba balszoj !!!
Za zyczliwosc a przede wszystkim za chec pomocy i dzielenie sie wlasnymi spostrzezeniami, za odpowiadanie na tony wiadomosci, za wszelakie duze i male podpowiedzi , ktore bardzo uproscily i przyspieszyly nasze procesy logistyczne. Dziekuje rowniez za weryfikacje wspinaczkowych informacji z "kapitula Pantery". Jeszcze raz dziekuje.
Dziekuje Paszczowi i Marcinowi Kaczkanowi za pokierowanie mnie do "zrodla".
Pozdrawiam Cinek
Pozdrawiam wszystkich