Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej Rozumiem

Flaga Sochaczewa na Mont Blanc

2016-11-14
Autor: Bunia

W pierwszej połowie września odbyła się wyprawa na „Dach Europy” przygotowana przez dwóch żołnierzy służących w podsochaczewskich Bielicach.

Wyprawa miała na celu uczczenie pamięci mjr Feliksa Kozubowskiego, bohaterskiego obrońcy naszego miasta. Pomysł, by iść na Mont Blanc pojawił się rok temu. Wpadł na niego plutonowy Mateusz Czubala z 38. dywizjonu zabezpieczenia Obrony Powietrznej. Dołączył do niego sierżant Piotr Płucienniczak wraz ze swoją dziewczyną Pauliną Heródzińską – członkiem Warszawskiego Klubu Wysokogórskiego. Szczyt zdobywała też żona plutonowego Czubali, Renata.

Wszytko odbywało się bez przewodnika, noclegów w schroniskach i wsparcia zawodowców. Uczestników gonił czas. W Sochaczewie musieli stawić się 17 września, podczas obchodów 77 rocznicy Bitwy nad Bzurą. W ich trakcie jednostce wojskowej nadano sztandar, a uczestnicy wyprawy odebrali oficjalne gratulacje. Poniżej publikujemy wspomnienia kierownika wyprawy, plut. Mateusza Czubali.
Agnieszka Poryszewska (ziemia-sochaczewska.pl)
DSC_0742

DSC_0744

14211972_1287543074590869_1074295536420474223_n

14241399_1287543154590861_2915944704415457537_o

DSC_0665

14359272_1378210612207178_6824108795967634528_n

DSC_0673

 

Przygoda z wyprawą zaczęła się dla naszej czwórki 10 września o godzinie 4 rano. Samochód załadowany po brzegi wyposażeniem  oraz zmęczenie realizowanymi do samego wyjazdu obowiązkami służbowymi sprawiły, iż pokonanie odległości dzielącej Sochaczew i Chamonix nie było przyjemnością. Polskie drogi ekspresowe, rozbudowana sieć niemieckich i szwajcarskich autostrad, zjazdów, ślimaków, robót drogowych, wysokich prędkości wymagały pełnego skupienia. To wszystko sprawiło, iż na camping w Le Chouches (miejscowość, z której rozpoczyna się większość wypraw na Mount Blanc) dotarliśmy przed północą.

Następnego dnia o 8:30 wyruszamy w kierunku kolejki. Kupujemy bilety na gondolkę i tramwaj du Mount Blanc, aby dojechać do ostatniej stacji tramwaju w Nid d’agile na wysokości 2300 m n.p.m. Jest to linia startu naszej wspinaczki. Około godziny 11:00, po dopięciu pasków w plecakach, ruszamy w kierunku pierwszego obozu w chacie Foresterów. Marsz trwa około 2 godzin, a wysokość i skaliste podłoże weryfikują kondycję i przygotowanie. Nasz współtowarzysz, sierż. Piotr Płucienniczak, odczuwa lekkie kłopoty z żołądkiem – jest to jeden z objawów choroby wysokościowej.

Wczesnym popołudniem, pod bacznym okiem obserwujących nas kozic, docieramy do chaty. Popołudnie i wieczór upływa nam na wypoczynku, przygotowaniu posiłków, topieniu śniegu i gotowaniu wody dla uzupełnienia płynów, przepakowaniu plecaków i pozostawieniu w chacie zbędnego wyposażenia. Do chaty dociera też inna polska wyprawa – pięciu biznesmenów z Krakowa, którzy też postanowili zaaklimatyzować się na tej wysokości. Oni będą zdobywać szczyt bardziej turystycznie, z noclegami w schroniskach i posiłkami przygotowanymi przez ich obsługę. My z kolei działamy bardziej „oblężniczo”, z namiotem i własną żywnością.
14311334_1378595405502032_7397452483312554655_o

14352479_1378609312167308_4535304992047124006_o

14068376_1378609522167287_8813835848635980657_o

14352235_1378609365500636_8406988667911786832_o

 

12 września,  po szybkim śniadaniu, rozpoczynamy mozolny marsz przez skaliste podłoże i dalej w górę, w kierunku lodowca Tete Rose. W marszu towarzyszą nam mnisi z lokalnego zakonu, udający się do położonego nieopodal schroniska oraz maratończycy, którzy, z braku pokrywy śnieżnej, na tej wysokości szlifują kondycję przed kolejnymi startami. Koło południa, po męczącym marszu, docieramy do schroniska Tete Rose (3200 m n.p.m.). Po krótkiej przerwie przystępujemy do rozbicia namiotu na skalistej polanie sąsiadującej z lodowcem. Spływający z niego strumień dostarcza świeżej wody. Po południu pogoda załamuje się. Od 16:00 do późnych godzin wieczornych nad górami szaleje burza. Uderzający w ściany namiotu deszcz i wiatr sprawiają, iż zasypiamy dopiero koło północy, pełni obaw o pogodę następnego dnia.

14324619_1378609665500606_2439459739932246355_o

14310583_1378609652167274_7410444779048826692_o 

14379843_1378616602166579_3870929443369555282_o

14449906_1383311778363728_5358772950889506069_n

14352094_1378616645499908_8586424525678939619_o 

14368811_1378619688832937_8266972590893761408_n

Poranek okazał się dla nas bardzo nieprzyjemny. Na ścianie Goutera doszło do wypadku. Jeden ze wspinaczy, który wyruszył jeszcze przed świtem, doznał wielomiejscowego złamania, a jego krzyki wywołane bólem wyraźnie słychać było wśród namiotów. Po około 40 minutach niefortunnego turystę podjął śmigłowiec ratowniczy. W niezbyt radosnych humorach pakowaliśmy sprzęt. Aby dostać się na szczyt, należało na początku pokonać ośnieżony fragment lodowca, następnie wąską ścieżką dotrzeć do „kuluaru śmierci”, gdzie na nieostrożnych czeka spotkanie ze spadającymi żlebem kamieniami. Wielkość niektórych z nich dorównuje rozmiarom naszych domowych pralek, a prędkość jaką osiągają – luksusowym autom na francuskich autostradach. Jest to miejsce najczęstszych wypadków. Pokonanie tej wymagającej ściany zajęło nam 4 godziny, w trakcie których wielokrotnie zanosiliśmy modlitwy do Boga. Około godziny 12:00 szczęśliwie cała nasza czwórka dotarła do schroniska Gouter (3800 m n.p.m.). Początkowo zakładaliśmy nocleg w blaszanym schronie Vallot, ale nieprzespana noc, wysiłek fizyczny i psychiczny wydatkowany na pokonanie oblodzonej ściany Goutera, oraz dolegliwości żołądkowe sprawiają, że pozostajemy na nocleg w schronisku.
14372045_1378619632166276_8416960829143904651_o

14379875_1378616672166572_9070401530836001301_o

WP_20160915_0026

 

Środa 14 września to dzień, na który wszyscy czekaliśmy. Budzimy się już o 2:30.  Wychodzimy „odchudzeni na maxa” – wszystko co zbędne zostaje w plecakach wyprawowych. Na szczyt zabieramy tylko niezbędne rzeczy i jedzenie oraz to, co dla nas najważniejsze – dwie flagi z symbolami 38 sochaczewskiego dywizjonu zabezpieczenia Obrony Powietrznej im. mjr Feliksa Kozubowskiego oraz Sochaczewa. Pogoda jest dobra, temperatura lekko poniżej zera, bezwietrznie, z nieba spadają drobne płatki śniegu, ale nie utrudniają widoczności. A jest na co spojrzeć, przed nami, jak karawana na pustyni, ciągnie się widoczny ślad latarek wspinaczy i przewodników, którzy ruszyli przed nami. Za naszymi plecami widok jak z okien samolotu, Chamonix i okoliczne miejscowości pogrążone w głębokim śnie, tylko oświetlone latarniami uliczki z tej wysokości wyglądają jak świecące pajęczyny, rozciągnięte w dolinach.

 

Ruszamy przez śnieg z oczami wpatrzonymi przed siebie, szukając oznak najmniejszego zagrożenia. Po pokonaniu trzech szczelin lodowych, kilku stromych podejść i różnicy wysokości 500 m, docieramy do blaszanego schronu Vallot. Jak się później okaże, będzie to miejsce, z którego Paulina i Piotr zawrócą w kierunku schroniska z uwagi na silne objawy choroby wysokościowej. Nie można z nią igrać i ze względów zdrowotnych jedyną słuszną decyzją było zejście niżej.

 

Dla naszej dwójki walka się nie kończy. Po półtorej godzinie docieramy do dużej szczeliny lodowcowej. Trudność w jej pokonaniu stanowi pionowa lodowa skała po jej drugiej stronie. Aby ją pokonać, trzeba stanąć na jej krawędzi, wychylić się, wbić mocno czekan w lodową ścianę i zrobić krok nad przepaścią, jednocześnie chwytając się drugą ręką liny poręczowej. Po tym wyczynie pozostaje już tylko wspiąć się 4 metry po lodowej studni i ruszyć dalej w kierunku szczytu. Po pokonaniu szczeliny, gdy emocje jeszcze dobrze nie opadły, naszym oczom ukazuje się wierzchołek góry. Jeszcze ostatnie 150 m wąskiej grani i jesteśmy na „dachu Europy” – wymarzony szczyt Mount Blanc o wysokości 4810 m n.p.m. Na szczycie jesteśmy sami, panuje tu bardzo niska temperatura (około – 10 st. C), ale wiejący silnie wiatr sprawia, że odczuwalna spada do – 20. Z plecaków wyjmujemy powierzone nam flagi miasta i jednostki. Robimy kilka zdjęć i trzeba uciekać w dół. Przygotowanej małej buteleczki szampana nikt nie ma siły wyciągnąć z plecaka, świętować będziemy na dole.

 

Rozpoczynamy mozolne zejście w dół, pogoda jest piękna, w promieniach porannego wrześniowego słońca mijamy schron Vallot i kilkaset metrów za nim spotykamy naszych współtowarzyszy. Czują się już lepiej, okazuje się, iż w międzyczasie Piotr oświadczył się Paulinie i oświadczyny zostały przyjęte. Serdecznie gratulujemy!
14425553_1383315301696709_3871892187841931088_o

14344194_1378635242164715_6042867565013215611_n
 

Koło południa docieramy do Goutera, łyk ciepłej herbaty i zaczynamy wymagające zejście w dół po skalistej ścianie do namiotu pozostawionego pod Tete Rose. Pogoda się psuje i nie chcemy utknąć w wysokich górach na kilka dni. Jednak nadmierny pośpiech stopuje kolejna akcja ratunkowa śmigłowca  u podnóża ściany.
14361323_1378632395498333_2262408502274735797_o

14311287_1378632618831644_8200904702789767621_o
 
15 września poranek jest nieprzyjemny, mroźny, wszystko jest zasypane dziesięciocentymetrową warstwą śniegu. Ubieramy się, składamy namiot i ruszamy powoli w dół. Na szlaku jest dużo błota i śniegowej brei, pogoda jest pochmurna i mglista. Musimy schodzić, aby na czas wrócić do Polski, chcemy zdążyć na uroczyste obchody 77. rocznicy Bitwy nad Bzurą. Docieramy do górnej stacji tramwaju. I tu pech – z powodu złej pogody dwa najbliższe kursy zostały odwołane. Pierwszy tramwaj będzie dopiero za półtorej godziny. Zapada decyzja, że do gondoli zejdziemy pieszo wzdłuż torów. Schodząc jesteśmy pod wrażeniem wytrzymałości trybów i silnika, który pokonuje strome zbocze. Docieramy do kolejki gondolowej podobnej do tej naszej na Kasprowy Wierch i w 15 minut jesteśmy na dole w Le Chouches. Jeszcze ostatnie kilkaset metrów do campingu i samochodu. Tak kończy się nasza wyprawa. Szybki prysznic, kawa, wymiana doświadczeń i uwag z kolegami na campingu i ruszamy do Polski.
14324673_1378632415498331_7809238374762592145_o

14324469_1378632098831696_2820326121753712527_o

14195956_1378632708831635_5000805999718033204_o

GOPR9234

GOPR9240

GOPR9239

GOPR9242


14317314_619299751564266_5429185173449250659_n

14324609_1095451877197955_2413985941947392337_o

 

Mateusz Czubala 

artykuł dostępny na: http://www.ziemia-sochaczewska.pl/spolecznosc/flaga-sochaczewa-na-mont-blanc/