Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej Rozumiem

Ailefroide i Arco - podsumowanie obozu

2021-08-18
Autor: Cinek

Na przełomie czerwca i lipca zorganizowaliśmy obóz w Ailefroide, w Alpach Delfinackich. Duża odległość od Warszawy, spore zamieszanie z obostrzeniami związanymi z pandemią i przede wszystkim następny obóz w Dolomitach, na który jest dużo chętnych, nie zwiastowały dużej frekwencji. Dopiero na około dwa tygodnie przed obozem, zasady wjazdu do Francji zliberalizowały się na tyle, że można było myśleć o "normalnym" przyjeździe. Jak się okazało w praktyce, w większości nikt niczego nie sprawdzał i przejazd przez pół Europy nie stanowił problemu.

Pierwszy zespół dojechał w sobotę, ja z Chmielem w niedzielę w nocy. Po porannym załatwieniu spraw rejestracyjnych i rozbiciu namiotów niedaleko pierwszej trójki, ruszyliśmy na okoliczne ściany.

 


Ten schemat powtarzany był przez większość pierwszego tygodnia, rozdzielony pojedynczym dniem na zregenerowanie sił i skóry na palcach. Mimo dwóch wieczornych burz, pogoda sprzyjała wspinaniu więc nie było wymówek i trzeba było łoić.

Po upływie tygodnia, Ewa, Paweł i Michał musieli już wracać do Warszawy więc na placu boju zostaliśmy z Chmielem sami. Nic nas nie trzymało w Ailefroide i wspólnie stwierdziliśmy, że zmienimy miejsce obozu na inne. Pomysł był następujący: Chmiel jako ekspert od rejonów austriackich (i nie tylko), będzie świetnym "przewodnikiem" po nowym dla mnie rejonie. Niestety przechodzący front przez całą Europę nie zwiastował dobrej pogody w Wilder Kaiser więc ostatecznie wylądowaliśmy w Arco. Nie żebyśmy żałowali, wręcz przeciwnie - dla mnie to była 3 wizyta w tym rejonie, dla Chmiela ponad 25.

 


Poniżej kilka informacji praktycznych dla tych, którzy nigdy nie byli w Ailefroide a chcieliby się kiedyś wybrać:

  1. Francuzi nie umieją robić piwa, więc szkoda na nie Waszych pieniędzy.
  2. Przewodnik pod dolinie - jest najbardziej chaotycznym przewodnikiem jaki widziałem, nie mniej pozwala zorientować się co gdzie jest. Różnego rodzaju przewodniki po rejonie dostępne są w sklepie tuż przy kempingu.
  3. Miód z lawendy, to jest coś bez czego nie można z stamtąd wracać. Kupić można np. w Vallouise.
  4. Na kempingu od zeszłego roku jest internet, nie trzeba już sprawdzać pogody stojąc przy recepcji.
  5. Wokół kempingu jest sporo infrastruktury turystycznej: sklepy z sprzętem wspinaczkowym, restauracje i "pizzerie", sklepy spożywcze itd.
  6. W Briançon można zrobić większe zakupy, co oczywiste taniej niż na kempie. Około 1 godzina jazdy.


Przez prawie 2 tygodnie, udało się przewspinać ponad 110 wyciągów (licząc tylko wyciągi na drogach wielowyciągowych), co złożyło się na prawie 3700 m terenu wspinaczkowego (w tym 2600 m zaliczył zespół C&C).

Obóz można podsumować słowami Chmiela: "Jeden z bardziej intensywnych obozów na jakich byłem, nie było srania po krzakach..."

Lista przejść (wraz z komentarzem) - może ułatwi dobór celów, ewentualnym następcom.
 

Teraz, kolejny obóz przed nami, tym razem w Dolomitach. Za kilka dni, spora grupa klubowiczów (i nie tylko) zawita do Cortiny d'Ampezzo. Życzymy im pogody bo o atmosferę na wyjeździe nie ma się co martwić.

Cinek