Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej Rozumiem

Sezon panelowy 2016 oczami Kuby Jodłowskiego

2017-01-24
Autor: Paweł Bednarz

O sukcesach Kuby na pucharach krajowych i zagranicznych w poprzednim roku można było już niejednokrotnie przeczytać na klubowej stronie. Zawsze były to jednak informacje z drugiej ręki. A jak wyglądał sezon startowy z perspektywy świeżo upieczonego wicemistrza? Właśnie tak:


Czy sezon 2016 mogę zaliczyć do udanych? Same drugie miejsca na zawodach krajowych to niezły wynik, jednak fajnie jest wygrywać, a najlepiej w dobrym stylu. Trochę tego zabrakło, tak jak zabrakło czasu i sił na porządne przygotowania, które zacząłem dopiero po wakacjach. Po otwarciu Obiekto roboty było sporo, więc treningi były raczej na pół gwizdka. Biorąc to wszystko pod uwagę szczerze mogę powiedzieć, że to był dobry rok!
 
MP
MP w boulderingu na Bloco, fot. Szymon Aksienionek

Poniżej lista osiągnięć w 2016 roku:

Zawody:
2. miejsce, Mazda Open, 19-20 lutego
2. miejsce, Puchar Polski w bulderingu, Wrocław, 2-3 kwietnia
2. miejsce, Puchar Polski w bulderingu, Poznań, 22-23 października
31. miejsce, Puchar Świata w bulderingu, Chongqing, Chiny, 30 kwietnia - 1 maja
2. miejsce, Mistrzostwa Polski w bulderingu, Warszawa, 17-18 grudnia


Skałki:

8b+ Tractosaurus kilka prób RP Tarn, Francja
sporo dłuuuugich 7c i 7c+ OS

Inne:
Przysiad na lewej nodze
 
mazda open 2016
Kuba w drodze po drugie miejsce na Mazda Open

Cały cykl Pucharu Polski był bardzo fajny – przede wszystkim Poznań, gdzie finałowe problemy były świetne, a start w finale był na naprawdę dobrej nakrętce. Szczególnie widowiskowa czwóreczka, która nie wyglądała na tak świetny bulder, a okazała się rewelacyjna!

Mistrzostwa Polski, do których zdążyłem się przygotować, rozczarowały rundą finałową (poprzednie rundy - eliminacyjna i półfinałowa były bardzo dobre). Niestety finał wyłonił tak naprawdę trzech najmocniejszych. Niemniej wielkie gratulacje dla Piotra Bunsha za najlepszy start, najmniej błędów i świetną walkę. Jestem znów wicemistrzem Polski, co cieszy mnie bardzo, a na mistrzostwo na pewno jeszcze przyjdzie czas:)

Trzy edycje Pucharu Świata (Szwajcaria, Japonia i Chiny)

Kilkadziesiąt godzin w samolotach, trzy zupełnie różne kraje i trzy zupełnie różne edycje. Pierwsze dwa starty nie były udane, jednak to właśnie z takich można wyciągnąć najwięcej wniosków treningowych. Puchar w tym roku zaczął się od Szwajcarii, gdzie w moim odczuciu runda eliminacyjna była bardzo dobra, ale trudna.

Wrażenie, że ledwo się trzymam nie opuściło mnie aż do końca eliminacji. Chwyty bardzo słabe, starty dziwne, wszystko to razem zabrało mi sporo pewności siebie w Meiringen. Całe zawody nakręcone były tylko z chwytów Cheeta i Flatholds, na których wspinamy się sporadycznie. Przydałoby by się wspinać się po nich codziennie. Sam pobyt w Szwajcarii bardzo przyjemny, choć poprzednia lokalizacja, tuż pod ścianą Eigeru w Grindewald, była z pewnością bardziej urokliwa.
 
Meiringen - szachy


Po powrocie mieliśmy dosłownie kilka dni, żeby przygotować sie do wyjazdu do Azji. Po przesiadce w Londynie mieliśmy przed sobą prawie dwunastogodzinny lot do Tokyo! Japonia to bardzo przyjemny i dobrze zorganizowany kraj. Dlatego też organizacyjnie druga edycja w Kazo wyszła bardzo dobrze. Dostaliśmy japońskie flagi rybki, które teraz powiewają sobie na wietrze w ogródku Obiekto. Jedliśmy bardzo pożywne japońskie śniadanka i czuliśmy się wszyscy naprawdę całkiem dobrze przed startem. Tym bardziej, bo byliśmy przekonani o tym, że styl amerykańskiego routesettera nam podpasuje i odnajdziemy się na siłowych i skocznych problemach.

Niestety było zupełnie inaczej, a cała runda nie należała do udanych w naszej opinii. Z pięciu eliminacyjnych balderków powalczyć można było tylko na dwóch. Reszta nie miała prawie w ogóle przejść. Z rundy na rundę problemy były coraz fajniejsze, dlatego finały wyszły niesamowicie emocjonujące. Cóż, dla mnie to spora lekcja, żeby na tak trudnych problemach umieć się odnaleźć i wychodzić na kolejny bald z pełną pewnością i motywacją.

Przed startem w Chongqing zatrzymaliśmy się w pobliskim miasteczku Tokyo. Tysiące stacji metra, miliony ludzi, mnóstwo przepysznych potraw do spróbowania. Japońska kuchnia bardzo przypadła mi do gustu i uważam, że jest to jeden z wielkich atutów, jakimi dysponuje kadra Japonii. Zdrowe odżywianie jest po prostu bardzo łatwe i naturalne w tym kraju. Świeżych ryb próbowaliśmy na targu Tsukij i było to niezapomniane wrażenie. Takiego sushi chyba nigdzie indziej na świecie nie da się spróbować. Braliśmy talerzyki jeżdzące dookoła knajpki i zajadaliśmy jak czekoladki!

Niestety dwa dni w Tokio to zdecydowanie za mało, więc podczas zwiedzania towarzyszył nam ciągły niedosyt. Może w przyszłym sezonie Japonia też bedzie w kalendarzu, więc nadrobimy zaległości. Trening w międzynarodowej atmosferze na ściance Hirayamy był super!

Niechętnie, ale jednak wsiedliśmy do samolotu w stronę Chin. Tak, jak trochę przeczuwałem, pobyt w Chinach tuż po Japonii nie należał do najprzyjemniejszych. Kraj ten, a w szczególności Chongqing, wydawał mi się tym razem przytłaczający. Dwa dni w tym mieście bardzo nas wymęczyły. Kilkugodzinne poszukiwania śniadania, chodzenie od banku do banku w nadziei, że uda się wymienić pieniądze (nie udało się). Godziny na translatorach przy recepcji naszego hotelu. Wszystko to sprawiło, że miałem spore obawy co do formy tuż przed startem.
 
fot
fot. Łukasz Jankowski

Niespodziewanie jednak tuż po przyjściu do strefy poczułem moc i lekkość. Dodało mi to sporo pewności siebie i start w Chongqing był zdecydowanie lepszy niż poprzednie. Naprawdę niewiele brakowało aby zająć punktowaną pozycje lub nawet i wejść do półfinału – ostatecznie 31 miejsce. Wszystkie 5 eliminacyjnych problemów było w zasięgu, udało mi sie pokonać trzy (z czego ostatni wystartowałem 20 sekund przed końcem i w ostatnich sekundach dokładałem do topu). To znaczy, że umiem się zmobilizować i mogę nauczyć się startowania na 120% w eliminacjach!

Po degustacji wielu chińskich piwek i po obiedzie w naszej ulubionej knajpce, w naszej ulubionej dzielnicy, zapakowaliśmy się w samolot i wróciliśmy do Polski.

Po dłuższej przerwie nadszedł czas na kolejną edycję w Monachium, do której po prostu zabrakło mi motywacji na przygotowania. A szkoda, bo runda eliminacyjna na pewno by mi podpasowała gdybym był w formie. Mistrzostwa Świata odpuściłem żeby odpocząć i powspinać się trochę skałkowo, co było świetną decyzją. Tuż po powrocie zacząłem budować moc i idzie mi to całkiem nieźle!
Filmowe podsumowanie występu Kuby w Mistrzostwach Polski można zobaczyć tutaj i tutaj.